Leki, które trzymamy w domu
Leki, które trzymamy w domu, powinny być przechowywane w miejscu dla dziecka całkowicie niedostępnym
Nie może to być szafka nocna czy toaletka, a nawet szuflady. Po prostu muszą być dla dzieci niewidoczne i absolutnie niedostępne. W tym miejscu rada – przede wszystkim dla dorosłych:
Nie trzymajmy w mieszkaniu niepotrzebnych leków!
Im większa ich liczba – a przechowujemy przeważnie nadmierne ilości medykamentów – tym większe zagrożenie. Trudno zrezygnować z podstawowych leków, jakie zwykle powinny być w domowej apteczce, lecz i te muszą być przechowywane z dala od dziecka. Codzienna praktyka wskazuje, że dorośli często nie orientują się, jakie leki mają w domu, nie znają ich nazw ani przeznaczenia. Rzadko też zdają sobie sprawę, że są one potencjalną trucizną.
Pamiętając o tym, że małe dzieci są wyjątkowo ciekawe i chcą poznać jak najwięcej z tego, co znajduje się w ich otoczeniu, koniecznie trzeba usunąć wszystkie preparaty chemiczne, do których mogłyby mieć dostęp. To, co znajduje się poniżej zlewozmywaka, jest potencjalnie bardzo niebezpieczne. Zawartość szafek powinna być ograniczona do niezbędnych środków czyszczących i do tego takich, które stanowią stosunkowo nieduże zagrożenie (np. płyny do mycia naczyń) albo, poza koszem na śmieci, nic w nich nie trzymać. Płyny i pasty do mycia zlewów oraz czyszczenia syfonów i kanalizacji, środki odkażające, odświeżacze powietrza, płyny do mycia szyb, preparaty do czyszczenia piekarników, należy przechowywać w miejscu, najlepiej zamykanym na klucz, który trzeba umieścić na bezpiecznej wysokości, a nawet jeszcze wyżej niż wyciągnięta rączka dziecka stojącego na taborecie.
Zamykanie dolnych szafek, ale pozostawienie klucza, mija się z celem. Pomysłowość dzieci jest tak duża, że i ta przeszkoda zostałaby ominięta. Świadczyć o tym może następujące wydarzenie:
Do jednego ze szpitali przywieziono ośmioletnie dziecko, które połknęło granulki preparatu do czyszczenia syfonów zlewozmywakowych i wannowych. Z wywiadów zebranych od najbliższych wynikało jednoznacznie, że był on przechowywany w górnej szafce kuchennej i nikt z rodziny nie przewidywał, że może dostać się do rąk dziecka. Po stwierdzeniu, że dziecko połknęło pewną ilość granulek (a zorientować się o zatruciu w tym przypadku jest bardzo łatwo, ponieważ po przedostaniu się do jamy ustnej, przełyku i żołądka środek ten działa żrąco na błony śluzowe, powodując zmiany oparzeniowe – intensywne czerwone zmiany na śluzówkach, czasami krwawiące, obrzęk i ogromny ból), rodzice przewieźli dziecko do oddziału laryngologicznego, gdzie zostało zatrzymane na obserwację i leczenie. Stwierdzono duże zmiany owrzodzeniowe na błonach śluzowych jamy ustnej, tylnej ścianie gardła oraz u wrót przełyku. Rozległość zmian budziła podejrzenie, że granulki preparatu KRET mogły dostać się do żołądka, co już na wstępie pogarszało rokowanie. W piątej dobie pobytu w szpitalu stan dziecka nagle pogorszył się, pojawiły się objawy sugerujące przedziurawienie żołądka, ostrego zapalenia trzustki i otrzewnej. Dziecko zostało poddane operacji. Co prawda nie stwierdzono perforacji żołądka ani przełyku, które w zatruciach substancjami żrącymi zdarza się nie tak rzadko – ale u chłopca nastąpiło chemiczne, odczynowe zapalenie otrzewnej i trzustki, co spowodowało pojawienie się tych objawów i skrajnie ciężki stan.
Także w spiżarkach i garażach często przechowuje się różne substancje chemiczne używane w gospodarstwie domowym lub do pojazdów mechanicznych. Są to miejsca równie niebezpieczne jak szafki w mieszkaniu. Wszystkie pojemniki zawierające środki potencjalnie trujące powinny być wyraźnie oznakowane i dokładnie zamknięte lub dostatecznie wysoko umieszczone, tak aby dostęp do nich był utrudniony lub wręcz niemożliwy dla dzieci.
Szczególnie niebezpieczne są płyny do chłodnic samochodowych (płyn Borygo), płyny hamulcowe, wszelkie rozcieńczalniki, płyny do mycia szyb, nafta, benzyna itp. Jeżeli mamy ogródek – to najprawdopodobniej znajdą się tam środki ochrony roślin lub przeciwko domowym szkodnikom.
Duża liczba zatruć przypadkowych, przede wszystkim preparatami chemicznymi, spowodowana jest przechowywaniem ich w niewłaściwych pojemnikach, np. w butelkach po coca-coli, mazowszance czy innych napojach chłodzących. I co gorsze, bardzo często z nie usuniętymi oryginalnymi oznaczeniami. Zdarza się także, że stawia się te ?trujące” butelki obok produktów spożywczych; dotyczy to kwasów (przede wszystkim płynu akumulatorowego, czyli kwasu siarkowego), środków ochrony roślin, per- hydrolu (stężonej wody utlenionej) i wielu innych.
Do naszego ośrodka przyjęliśmy dwudziestoletnią kobietę, matkę kilkumiesięcznego dziecka. Wypiła ona pomyłkowo płyn z butelki po mazowszance, która stała w garażu, nie opodal pojemnika z innymi butelkami tej wody. Ponieważ nie chciała rozpoczynać nowego pojemnika, wzięła tę, która nie różniła się niczym od pozostałych. Mimo że nalewając płyn do szklanki nie zauważyła bąbelków gazu, wypiła bardzo szybko łyk, może dwa. Niezwykle palący smak i ogromny ból w jamie ustnej pozwolił zorientować się, że nastąpiła fatalna pomyłka. Od męża dowiedziała się, że w butelce przechowywał płyn akumulatorowy, który przyniósł z pracy i pozostawił w garażu. Wypiła natychmiast pół szklanki mleka z białkiem jaj kurzych i zgłosiła się do naszego szpitala. Wstępnym badaniem stwierdziliśmy nieznaczne zmleczenie śluzówek jamy ustnej, zaczerwienienie i wybroczyny na tylnej ścianie gardła, duży śłinotok i lekki szczękościsk. Chora skarżyła się na bolesność w jamie ustnej i uczucie pieczenia w klatce piersiowej oraz na bóle brzucha. Została zatrzymana na naszym oddziale; leczona była zgodnie z ówcześnie praktykowanymi sposobami. Początkowo zastosowaliśmy ścisłą głodówkę, a po kilku tygodniach, po znacznym zmniejszeniu dolegliwości bólowych, otrzymała pierwsze łatwo strawne i półpłynne pokarmy. Okazało się, że miała duże kłopoty z ich przyjmowaniem. Wykonaliśmy więc zdjęcie radiologiczne przewodu pokarmowego i okazało się, że w okolicy przejścia przełyku w żołądek powstało znaczne przewężenie utrudniające przechodzenie pokarmu. Podobny był obraz samego żołądka, w którym stwierdzono sztywność (czyli brak prawidłowej fali perystaltycznej) jednej z jego ścian. Wykonana gastroskopia potwierdziła rozpoznanie zdjęcia rentgenowskiego. Po wielu tygodniach terapii w naszym ośrodku chora została przeniesiona do oddziału chirurgicznego, który przejął jej dalsze leczenie. Zaplanowano dwuetapową operację polegającą na rekonstrukcji przełyku z wszczepieniem części jelita cienkiego w miejsce przewężenia. Po przeniesieniu pacjentki na inny oddział straciliśmy z nią kontakt. Muszę tylko powiedzieć, że operacja, o której wspomniałem, nie była wówczas wykonywana często; dopiero zaczęto takie zabiegi przeprowadzać.
Niezależnie od powodzenia wysiłków lekarzy, kobieta została kaleką na cale życie.
Ten tragiczny przykład świadczy, jak przypadek, a także bezmyślność, może zaważyć na życiu i zdrowiu. Nie trzeba przecież dużej wyobraźni, aby przewidzieć skutki przechowywania niebezpiecznych, trujących substancji w opakowaniach bez etykietki czy oryginalnych, ale niewłaściwie oznakowanych. Chociaż znana jest sytuacja wypicia preparatu przeciwko stonce z butelki po wodzie mineralnej, mimo że naklejkę przekreślono i narysowano na niej trupią czaszkę (symbol trucizny) i podpisano ?trucizna”. Mężczyzna, który wypił pewną ilość tego płynu, nie potraktował poważnie ostrzeżenia, przyjmując je jako żart.
Niezbyt często, ale zdarzają się także zatrucia roślinami. Ulegają nim głównie dzieci nieco starsze. Możliwość taką stwarzają spacery i zabawy w parkach i ogrodach oraz w lesie, w okresie kwitnienia i dojrzewania roślin. Na młodsze dzieci trzeba mieć baczenie, aby nie zrywały liści, owoców czy kwiatów i nie brały ich do buzi. Starszym dzieciom należy tłumaczyć, że nie powinny niczego, co znalazły, zjadać, zanim nie spytają mamy lub taty.
To samo dotyczy grzybów. W czasie ich zbierania zdarza się, że dla sprawdzenia smaku nadgryzamy je. Dzieci, jako bystrzy obserwatorzy, naśladując dorosłych, przy próbowaniu mogą połknąć część grzyba. Do zatruć przeważnie jednak dochodzi po spożyciu potrawy. Niektóre powodują bardzo poważne, nieraz śmiertelne zatrucie, ale nawet między muchomorami, znanymi jako szczególnie niebezpieczne, znane są gatunki, które wywołują tylko zaburzenia żołądkowo-jelitowe, wśród nich są także jadalne.
Trzeba zawsze pamiętać: gatunek śmiertelnie trujący to muchomor sromotnikowy i jego odmiany, np. muchomor wiosenny
Jak bardzo są one niebezpieczne, pokazuje statystyka. Śmiertelność w zatruciu muchomorem sromotnikowym jest wyjątkowo duża. To, czy osoba poszkodowana będzie żyła, zależy przede wszystkim od ilości spożytej potrawy. Dodatkowym obciążeniem, pogarszającym rokowanie, jest fakt późnego występowania objawów: pierwsze pojawiają się zwykle po kilku, kilkunastu godzinach. W tym czasie dochodzi już do nieodwracalnych zmian w komórkach wątroby.
Diagnostyka zatruć grzybami o opóźnionym działaniu cy- totoksycznym (uszkadzającym narządy) jest bardzo ograniczona. Do grupy tej należą niektóre gatunki muchomorów, czuba- jek (których nie należy mylić z jadalną czubajką-kanią) oraz grzyby z rodzaju hełmówek. Działanie opóźnione wykazują za- słonaki; zatrucie nimi obecnie nie jest na szczęście śmiertelne. Trzeba pamiętać o tym, że amanityna – główny czynnik sprawczy zatrucia muchomorem sromotnikowym (lub jego odmianami) -jest bardzo odporna na działanie wszystkich procesów kulinarnych.
Gotowanie, smażenie czy też marynowanie nie niszczy tej toksyny
Diagnostykę mykologiczną przeprowadzają stacje sanitarno- -epidemiologiczne na podstawie mikroskopowego obrazu zarodników, znalezionych w popłuczynach żołądkowych lub w stolcu. Najpewniejszym jednak sposobem jest sprawdzenie, o ile zostały, resztek potrawy, choć rzadko istnieje taka możliwość, bo przecież nie można przewidzieć zatrucia. Istnieją również laboratoryjne metody oznaczania toksyny, ale z krwi znikają one dość szybko; po kilkunastu godzinach praktycznie są w niej nieobecne. Można je ?odszukać” w moczu, jednak z wielu powodów badanie to nie jest w Polsce wykonywane rutynowo.
Z naszych obserwacji wynika, że zatruciom muchomorem sromotnikowym ulegają zarówno osoby od wielu lat zbierające grzyby, jak i te, które robią to sporadycznie.
Przed kilkunastu laty w ośrodku leczony był 70-letni gajowy, który od urodzenia mieszkał w lesie, ?od zawsze” zbierał grzyby i nigdy, przynajmniej do tej pory, nie zdarzyło mu się popełnić omyłki. Zjadł z całą rodziną zupę grzybową przyrządzoną z samych muchomorów sromotnikowych. Mają one niekiedy zielonkawe zabarwienie, stąd prawdopodobnie fatalna w skutkach pomyłka z gołąbkiem ziełonawym spowodowana słabym na starość wzrokiem mężczyzny i brakiem okularów w czasie zbierania oraz przygotowania grzybów. Dwie osoby z rodziny zmarły.
Muchomory jako jedyne grzyby mają dwie bardzo charakterystyczne cechy budowy: kołnierz (pierścień), znajdujący się w górnej części trzonu, i w dolnej jego części – pochwę, którą można chyba porównać do torebki z mniej lub bardziej postrzępionymi brzegami; w niej umieszczona jest podstawa trzonu grzyba. Cechy te pozwalają na ich wstępne rozpoznanie, chociaż niektóre gatunki mogą nie posiadać wyraźnej pochwy.
Są grzyby mające kołnierz, np. pieczarki, kanie, pierścieniaki, ziarnówki; jednak żaden z nich nie ma pochwy. Kołnierz i pochwa powinny wystarczyć, aby podjąć decyzję o odrzuceniu grzyba, a dodatkowo kolor blaszek umieszczonych pod kapeluszem – biały, również u owocnika dojrzałego, bez odcienia lekko różowego lub brązowawego, jak u pieczarek i brunatnego – jak u niektórych pierścieniaków.
O ile dojrzale owocniki mają te cechy wykształcone, o tyle młode mogą być mylone z młodymi pieczarkami.
Przyjmując zasadę niezbierania grzybów z białymi blaszkami pod kapeluszem, z kołnierzem i pochwą lub z czymś, co może ją przypominać, w znacznym stopniu ograniczy się przypadkowe zatrucia.
Praktycznie nie jest możliwa umiejętność rozpoznawania wszystkich grzybów trujących, gatunków niejadalnych i jadalnych. Gdyby jednak udało się przekonać Czytelników, że w Polsce jest tylko jeden gatunek śmiertelnie trującego grzyba – właśnie muchomor sromotnikowy i jego odmiany – nie byłoby tyle dramatów.