METODA PSYCHOKATARTYCZNA

Stoi ona na pograniczu metod hipnoterapeutycznych i psychoanalitycznych. Z pierwszymi łączy ją to, iż zabiegi katartyczne (gr. kathaisis = oczyszczenie) wykonujemy w niezbyt głębokiej hipnozie albo w częściowym znieczuleniu ogólnym. Z psychoanalizą spokrewnią ją natomiast idea i cel, chodzi tu już bo­wiem o wydobycie spod progu świadomości uwięzłych tam przeżyć konflikto­wych. W myśl założeń psychoanalizy te stłumione, zapomniane, wyparte ze świadomości przeżycia stanowią źródło powstawania objawów nerwicowych. Technika metody psychokatartycznej znajduje się pośrodku sugestii i analizy. Chory nie jest tu zupełnie bierny, musi bowiem odegrać rolę związaną z wy­ładowaniem lub odreagowaniem pewnych przeżyć, wykazujących znaczne na­pięcie afektywne. Po odreagowaniu dany objaw nerwicowy znika, ponieważ istnienie jego zależy od napięcia uczuciowego, jakie powstaje, gdy konflikty przeszłości nie zostały w sposób naturalny rozwiązane czy załatwione.

Pierwszy Breuer, a następnie Freud zaobserwowali zjawisko znikania w hip­nozie objawów z chwilą, gdy chory przypomniał sobie zespół przeżyć związa­nych z ich powstaniem. Przytacza się tu zazwyczaj przykład chorej od lat cier­piącej na hydrofobię histeryczną, który to objaw znikł, gdy tylko chora w stanie zamroczenia histerycznego przeżyła powtórnie scenę nerwicotwórczą: pewna kobieta dawała swemu pieskowi pić wodę na stole ze swej szklanki. Scenę tę chora odreagowała uczuciowo w zamroczeniu, przeżywając ponownie wstręt, jakiego wówczas doznała. To powtórne przeżycie urazu uczuciowego ma właś­nie znaczenie lecznicze. Metoda psychokatartyczna polega na sztucznym, gdyż nie w zamroczeniu histerycznym, lecz w stanie hipnozy przeprowadzonym od­reagowaniu takich zapomnianych wstrząsów uczuciowych.

Technicznie przeprowadza się te zabiegi w ten sposób, iż wprowadza się cho­rego w stan półhipnozy, unikając snu głębszego, aby treść wydobywanych na jaw przeżyć nie uległa zniekształceniu ze strony dołączających się wytworów fantazji. Do zabiegu należy chorego psychicznie przygotować. Nie powinno się zabiegu tego wykonywać dopóki chory jest wystraszony. Tremę oczekiwania trzeba wprzód złagodzić rzeczową perswazją rozumową. Chory powinien leżeć w atmosferze spokoju, wyzbywszy się wszelkich napięć mięśniowych lub psy­chicznych. Istotę zabiegu dobrze jest choremu wyjaśnić, porównując go ze sta­nem marzeń na jawie, przeżywanych wzrokowo przed uśnięciem. Chory powi­nien w każdym razie wiedzieć, że przeżyje w takim stanie dawne wspomnienia. U chorych lękliwych niedobrze jest przystępować zbyt szybko do właściwego zabiegu; zaleca się tu raczej najpierw przeprowadzić kilka posiedzeń próbnych, po czym dopiero, gdy chory z pewnym zaufaniem i spokojem będzie się kładł na leżance, przejść można stopniowo do sedna metody katartycznej.

Po tych przygotowaniach każemy choremu rozluźnić uwagę, puścić wodze myślom, po czym podsuwamy mu jako temat tych nie kierowanych uwagą myśli jeden z jego objawów chorobowych. Chory nie wysilając uwagi ma obserwo­wać wszystko, co mu na myśl przyjdzie samorzutnie w związku z tym objawem. Zjawiające się teraz wspomnienia przyjść mogą albo nagle w postaci wybuchu uczuć, albo też stopniowo. W pierwszym przypadku chory tak się zachowuje, jakby przeżywał wśród wyładowania potężnych afektów swoje przykre wspom­nienia. W drugim przypadku chory podaje, iż widzi tylko obrazowo owe od­ległe sceny, przy czym towarzyszące wzruszenia wykazują daleko słabsze na­silenie. Wybuchowa postać odreagowania może niekiedy osiągnąć natężenie histerycznych stanów pomrocznych, co w praktyce oznacza utratę łączności z lekarzem, który traci nad chorym panowanie. Przy leczeniu nerwic wojennych spostrzegano nawet niebezpieczne podniecenia afektywne. Wówczas lekarz nie powinien tracić głowy. Musi on zachować zupełny spokój, wobec wyładowań uczuciowych chorego zachować musi postawę przyjaznej bierności. Zachowa­nie lekarza musi wyrażać na zewnątrz przekonanie, że tak właśnie ma być. Dla podtrzymania styczności z chorym lekarz może sobie nawet czasem pozwolić na ?dolewanie oliwy do ognia” przez wzywanie chorego, aby się wyładował do­szczętnie, aby się wypłakał, aby się wyszalał. To ostatnie możliwe jest tylko w warunkach klinicznych, nigdy w domu chorego lub w obecności wystraszo­nych i współczujących choremu domowników i krewnych.

Na tych samych zasadach opiera się metoda opanowywania napadów lub sta­nów pomrocznych histerycznych. Mianowicie lekarz przywołany do przypadku histerii, zwłaszcza gdy świadomość chorego jest wyraźnie zwężona, próbuje na­wiązać łączność ze światem przeżyć chorego tak, jak gdyby ten stan chorobli­wy wynikł z zastosowania metody katartycznej. Nawiązanie łączności z chorym udaje się tu dzięki temu, że lekarz przyjmuje postawę badawczą, nie przejmu­jąc się tym, co chory produkuje, lecz przeciwnie wykorzystując stan chorego dla sprawy jego uzdrowienia. Wzywa więc chorego do wyjawienia za pomocą słów, gestów, mimiki, czy w jakikolwiek inny sposób, przeżyć, które właśnie obecnie w symbolice swych objawów powtarza. W ten sposób stan chorobliwy zamienia się w odreagowanie.

Podkreślić tu należy, że jest błędem w sztuce wzywanie chorego do uspokojenia się, zarówno wówczas, gdy chodzi o stan pomroczny histeryczny samo­rzutny, jak i wówczas, gdy stan ten sprowokowany został metodą katartyczną. Wezwania w rodzaju ?proszę się uspokoić”, ?proszę się uciszyć” itp. dają za­zwyczaj efekt odwrotny do zamierzonego, tak jak gdyby chory dawał do poz­nania, że źle został zrozumiany przez lekarza. O nawiązaniu styczności i o wy­niku leczniczym trudno wtedy marzyć. Jeszcze większym błędem jest oczywiś­cie stosunek szyderczy lub żartobliwy do chorego. Podobnie też lekarz, który nawymyśla chorej od histeryczek, może być pewny utraty jej zaufania. Cokol­wiek taki lekarz zastosuje, wszystko okaże się bezskuteczne lub szkodliwe.

Czasem katartyczne przywoływanie wspomnień idzie opornie. Jako zasadę przyjąć należy, iż przypominanie chorobotwórczych przeżyć powinno się zacząć w 5 do 15 minut po zamknięciu oczu. W tych opornych przypadkach zaleca się przeprowadzić najpierw wstępne ćwiczenia albo z zakresu autogenicznego tre­ningu Schultza, albo ? jak radzi Frank ? obserwacje przeżyć wzrokowych przy zamkniętych oczach. Chory musi wówczas bezkrytycznie opisywać zja­wiska wzrokowe oglądane na ciemnym tle, np. punkty, gwiazdki, kreseczki, kratki, figury w kształcie obłoków przesuwających się i zmieniających. Przy pewnej wprawie to bezkształtne tworzywo zaczyna przybierać postać obrazów, w których chorzy mogą się łatwo dopatrzeć wytworów własnej wyobraźni. Ćwi­czenia te są po prostu zobrazowanym myśleniem, opartym na tworach autosymbolicznych. W ten sposób stopniowo udaje się przejść do postępowania katar- tycznego.

Przebieg tego, co nazywamy odreagowaniem (niem. abieagiereri), bywa roz­maity. Niektórzy chorzy przeżywają jakby kinematograficznie chorobotwórcze epizody swej przeszłości ze wszystkimi szczegółami. Od tego typu bywają róż­ne odchylenia. Jedni chorzy odreagowują z plastycznością graniczącą ze snami hipnagogicznymi wśród fantastycznych i autosymbolicznych obrazów, inni na­tomiast miewają nawet przeżycia pozbawione jakoby wszelkiej treści. Wszyst­kie afekty, którymi odreagowywane przeżycia były naładowane, dochodzą tu do głosu: gniew, wściekłość, przygnębienie, lęk, wstręt, rozkosz. Rzadziej spo­tykamy odreagowanie wśród nieznacznego, a nawet wyjątkowo wśród braku­jącego wyładowania afektów.

Odtwarzane sceny ? szczegół ten dotyczy w równym stopniu i psychoanali­zy ? nie muszą polegać na prawdzie historycznej. Miarodajna jest zawsze prawda psychologiczna, której działanie dynamiczne może osiągnąć najwyższe natężenie nawet wówczas, gdy chodzi o czystą fantazję.

Cel postępowania katartycznego może być dwojaki. Albo chodzi o odtworze­nie zapomnianego zespołu, albo o uzyskanie równowagi czynnościowej. W pier­wszym przypadku nastawiamy uwagę chorego na jakąś scenę, najlepiej ostat­nią z zapamiętanych przed nastaniem luki pamięciowej wywołanej przez stan pomroczny. To nastawienie uwagi zawiera pewien czynnik sugestywny, który czasem wolno spotęgować, sugerując choremu, iż na pewno przeżyje teraz coś co stoi w związku z danym objawem. Zadanie lekarza jest ułatwione, gdy skądinąd, np. od krewnych chorego jest powiadomiony o urazie psychicznym, który stał się punktem wyjścia danych objawów psychogennych. Lekarz wów­czas łatwiej odpowiednimi pytaniami może naprowadzać chorego na te prze­życia i przyspieszyć w ten sposób odreagowanie. W ogóle jednak lepiej jest postępować obiektywnie, raczej wyczekująco, aby przypadkiem swoich przy­puszczeń nie wpajać choremu poprzez sugestię. Czasem chory utknie na ja­kimś martwym punkcie, wskutek czego postępowanie katartyczne ulega zaha­mowaniu. Należy wówczas cierpliwie odczekać, zapewniając chorego, że wkrótce bieg wywnętrzania się ruszy naprzód. Gdyby to nie pomogło, należy choremu wytłumaczyć zjawisko oporów, które bezwiednie przeciwstawiają się usiłowaniom przedarcia się ku stłumionym treściom podświadomości. Przeciw zahamowaniom pochodzenia depresyjnego stosować trzeba energiczniejsze wezwania do samoobserwacji. Gdyby chory okazał skłonność do zamykania się w sobie, należy wówczas zabieg częściej przerywać i omawiać z chorym rzeczowo całą sprawę.

To ostatnie postępowanie zmierza już do urzeczywistnienia drugiego z celów. Częste przerywanie zabiegu i omawianie dopiero co przeżytych wspomnień z lekarzem jest właściwie warunkiem leczniczego odreagowania (Frank). We­wnętrzne przeżywanie konfliktowych wspomnień, jak to się samorzutnie dzieje w histerycznych stanach pomrocznych, nie ma żadnego znaczenia leczniczego, gdyż istotą rzeczy jest wyżycie się w stosunku do lekarza. Chory musi się więc w chwili odreagowywania chociażby urywkowo wypowiedzieć, a następ­nie jeszcze na jawie to co przeżył utrwalić pamięciowo.

Początkującemu może być czasem trudno zauważyć, kiedy chory zaczyna odreagowywać pewne sceny. Czasem ruchy ciała, głowy, mimiki itd. mogą być tak nieznaczne, że tylko domyślić się można przeżywania w tej chwili jakiejś sceny. Lekarz musi wówczas chorego ośmielić do wynurzeń, zapytując go ostrożnie, co teraz widzi. Niekiedy otamowanie może osiągnąć takie natę­żenie, iż z chorego nie można wydobyć słowa. Taki stan właśnie wskazuje na obecność oporów, które kierują się przeciw lekarzowi. W innych przypadkach na odwrót, chory więcej produkuje niż trzeba. Odreagowanie nabiera wówczas cech teatralnych. W jednym i drugim przypadku lekarz swoim zachowaniem musi skłonić chorego do postawy bardziej przedmiotowej, od tego bowiem zależy odzyskanie równowagi wewnątrz-psychicznej. Dobra znajomość zjawiska oporów jest niezbędna dla opanowania takich czy innych powikłań w prze­biegu leczenia katartycznego. Częściej powtarzane odreagowanie stanowi jakby systematyczne ćwiczenia zdolności opanowania afektów. Na przykład chory zamiast lękać się napadu histerycznego pożąda go licząc na korzyść lecz­niczą. W czasie napadu bowiem będzie mógł porobić na samym sobie pewne spostrzeżenia, które będzie mógł opisać lekarzowi. W ten sposób napięcie afektywne traci stopniowo na sile w miarę pogłębiania się obiektywizmu cho­rego. Rzuca to światło na znaną prawdę, że usiłowanie opanowania objawu mocą woli daje wynik odwrotny do zamierzonego, podczas gdy właśnie prag­nienie przywołania objawów dla przedmiotowego ich spostrzegania utrudnia ich zjawienie się i znacznie zmniejsza ich natężenie. W razie gdy odreago­wywane afekty ponad miarę się natężają, a zwłaszcza gdy występuje skłonność do teatralnej przesady, dobrze jest na parę dni przerwać posiedzenie katartyczne i zastąpić je jakimiś zabiegami upokajającymi, np. autogenicznym trenin­giem.

Dla praktycznego zobrazowania zabiegu psychokatartycznego przytoczę tu następujący przykład (Korczyński, 1929):

Dziewczynka lat 14, cierpi na wymioty na tle nerwowym, występujące w zetknięciu z cebulą: gdy widzi, że się spożywa pokarmy z cebulą, gdy czuje jej zapach lub nawet słyszy, że się o cebuli mówi. Wywiady nie wyjaśniają przyczyny wymiotów. Leczenie sugestią zawodzi. W stanie średnio głębokiej hipnozy skierowuje się uwagę chorej na wymioty, w związku z którymi ma opisać zjawiające się myśli, uczucia, wspomnienia, obrazy, przeżycia itd. Mniej więcej po 10 minutach występuje lekki niepokój ruchowy, zaczerwienienie twarzy, przyśpieszony oddech, po czym chora szepcze: widzę go, widzę go, jest taki brzydki. Na pytanie co widzi, chora odpowiada: spotykam się na ulicy, tak jak to było przed trzema tygodniami, z Elą i Anną; wtem zbliża się człowiek o zupełnie zżartej twarzy, tak że widać czerwone mięso, wyprysk i ropę. Na jego widok muszę wymiotować. Jest mi niedobrze, będę wymiotowała (chora nie wymiotuje i uspokaja się). Po paru minutach mówi: jestem na wycieczce szkolnej w górach, nasza klasa i na­uczycielka siadają do posiłku, czuć cebulę, jest mi mdło, zdaje mi się, że muszę wymio­tować. Nauczycielka pyta mnie, dlaczego tak źle wyglądam. Wstaję, idę do ustępu i wymiotuję. Jest mi niedobrze, będę wymiotowała (chora znowu okazuje niepokój, lecz uspokaja się). Po dalszych 10 minutach: chodzę po ulicy, jest dużo ludzi, jest południe, widzę dużo wozów i samochodów. Lękam się, zdaje mi się, że będę wymiotowała. Zbli­ża się karawan. Duże czarne konie. Konie te idą wprost na mnie. Na prawo jest restau­racja. Czuję cebulę. Jest mi niedobrze, będę wymiotowała. Po kwadransie silny niepo­kój, chora blednie, tętno przyśpiesza się, na czoło występuje pot, mimika wyraża lęk. Chora szepcze: nie, nie, nie chcę tam iść, puść mnie. Wykonuje ruchy obronne tuło­wiem i prawą ręką, twarz odwraca na lewo. Dopiero po dłuższej chwili opowiada bojażli- wie, żywo gestykulując, głosikiem dziecięcym: Marysieńka jest chora, kaszle, to moja mała siostrzyczka, która zmarła przed 11 laty. Ona kaszle, a mamusia gotuje sos cebu­lowy. W całym domu czuć cebulę, zbiera mi się na wymioty. Jestem malutka. Mary­sieńka umarła. Jestem z Fredkiem w ogrodzie. Ciotka Anna bierze mnie za rękę (silny niepokój i lęk). Prowadzi mnie z ogrodu do domu. Jest mi niedobrze, boję się. Mam zejść na dół z ganku, drzwi są takie duże, ciotka jest duża, ledwo mogę dosięgnąć jej ręki. Mówi coś do mnie, chce żebym się pożegnała z Marysieńką. Ciągnie mnie za rękę… Wchodzimy. Widzę Marysieńkę martwą. Ma ostre rysy. Ciotka bierze mnie za rękę, mam ją podać Marysieńce (zachowanie chorej wyraża lęk; wzdrygnięcie się). Nie, nie, nie chcę, boję się. Jest mi niedobrze. Czuć cebulę. Muszę wstać i wymiotować… Malut­ka rączka, zimna, boję się strasznie… ciemno mi przed oczyma. Chora dyszy niespo­kojnie, drży, dławi się. Silny lęk.

Odreagowane wydarzenie potwierdzone zostało przez matkę chorej. Pacjent­ka już jako dziecko zrywała się w nocy z krzykiem i wymiotowała. Opisany przypadek obserwowano później w ciągu 6 lat. Zarówno nerwowe wymioty, jak i uczulenie na cebulę znikły zupełnie. Przytoczony przykład jest o tyle prosty, iż do zupełnego wyleczenia wystarczyło jedno posiedzenie, co w prak­tyce zdarza się rzadko. Zazwyczaj do wyleczenia potrzeba najmniej 20 do 30 posiedzeń około jednogodzinnych.

Metodę katartyczną można łączyć zarówno z metodami opartymi na sugestii, jak i z psychoanalizą. W tym ostatnim przypadku metoda katartyczna oddaje usługi, zwłaszcza wówczas, gdy chodzi o nawiązanie łączności z chorym, a więc dla wprowadzenia do psychoanalizy. Dla wielu początkujących jest to szcze­gólnie na rękę. Właściwą pracę psychoanalityczną można bowiem rozpocząć, nawiązując do świeżo odreagowanych przeżyć. Przedmiotowa rozmowa na jawie na te tematy może być poprowadzona w duchu psychoanalitycznym, po czym stopniowo katharsis zamienia się w psychoanalizę. Metoda ta jest histo­rycznie pierwowzorem psychoanalizy. Technikę jej opracował Frank. Dzięki swej prostocie stała się ulubioną metodą wielu psychoterapeutów.