Pojęcie podłoża organicznego nerwic

Staje się ono czasem źródłem nieporozumień ujawniających się w dyskusjach ustnych między lekarzami, a także w piśmiennictwie. My psychiatrzy ilekroć mówimy o podłożu organicznym, mamy na myśli podłoże psychoorganiczne, tzn. organiczne zmiany w mózgu, w niektórych przypadkach kryjące się pod symp­tomatologią psychonerwicową. Niektórzy rozumieją jednak to pojęcie w ten sposób, że doszukują się zmian organicznych w narządach obwodowych do­tkniętych czynnościowymi zmianami natury nerwicowej. Za przykład niech służy choroba Raynauda, polegająca na stanie kurczowym obwodowych tętni- czek, najczęściej symetrycznym, który prowadzi z biegiem czasu do zmian tro­ficznych i do zgorzeli. Lokalistycznie zorientowani teoretycy widzą tylko owe zmiany na obwodzie, sprawiające ból choremu i widoczne wzrokowo. Są to zmiany naczyniowe i tkankowe na obwodzie rzeczywiście natury organicznej, jednakże dopiero w dalszym stadium choroby. W okresie początkowym chodzi tu niewątpliwie o czynnościowe- następstwo pobudzeń centralnych, za czym przemawia symetria zaburzeń. Te pierwotne pobudzenia są wynikiem długo­trwałego napięcia afektywnego, mają więc charakter psychogenny. Nawet kie­dy na obwodzie sprawa przeistacza się już w zmiany tkankowe organiczne, wciąż jeszcze jest ona dla nas natury czynnościowej. Pojęcie to określa bowiem genezę, a nie skutek. W pierwszym okresie choroby skuteczna bywa psychote­rapia, która oczywiście sprzęga się z lekami rozszerzającymi naczynia obwo­dowe. Podłoże jest tu więc czynnościowe, a nie organiczne, wciąż bowiem mamy na uwadze mózg, a nie posłuszny mózgowi obwód. Tak samo wygląda patogeneza tzw. nerwic narządowych: choroby wrzodowej żołądka i dwunast­nicy, astmy oskrzelowej, niemocy płciowej, dusznicy bolesnej, migreny i wielu innych chorób wewnętrznych, rozpoczynających się z reguły od okresu nerwi­cowego (stadium neurasthenicum, stadium angioneuroticum, stadium myospas- modicum etc.). Długotrwały stan kurczowy tętniczek wieńcowych prowadzi do niedokrwienia i niedotlenienia mięśnia sercowego, co w dalszym okresie do­prowadzić może do nieodwracalnych zmian w mięśniu sercowym. To samo do­tyczy dychawicy oskrzelowej, która długi czas jest tylko stanem nerwicowym; długotrwały stan kurczowy oskrzelików może wreszcie doprowadzić do zmian organicznych.

Mimo to nie wolno, jak to czynią niektórzy, robić różnicy między nerwicą

i psychonerwicą. Owe nerwice narządowe (organoses), chociaż ich polem dzia­łania są narządy na obwodzie, w pierwszym okresie są czynnościowymi, psy­chogennymi zaburzeniami, zasługują więc w tym stopniu co wszelkie inne psy­chogenne sprawy na równorzędną nazwę psychonerwicy. Tak samo psychoner­wica, nawet jeżeli jest uwarunkowana psychoorganicznie, rozgrywa się rów­nocześnie i w narządach obwodowych, do których dociera neurowegetatywny układ korowo-trzewny ? podłoże stanów afektywnych.

W myśleniu niektórych lekarzy ogromną rolę odgrywa zagadnienie odległoś­ci różnych narządów od,mózgu. Dla przykładu można przytoczyć trudny i za­wiły problem bólów głowy, których pochodzenie i mechanizm powstawania mo­że być różnoraki. Bywają bóle głowy czynnościowe. Pod tym określeniem ro­zumie się stwierdzony klinicznie fakt, że w głowie chorego nie ma organiczne­go schorzenia, które wywołuje bóle. ?Nie ma organicznego schorzenia”, a ?nie ma zmian somatycznych”, to jednak nie jedno i to samo. Klasyczna migrena uchodzi za sprawę czynnościową, za nerwicę. Pomijam tu przypadki objawo­wej migreny uwarunkowanej chorobą organiczną mózgu. Zatrzymam się tylko przy tych przypadkach, które są niewątpliwie nerwicą. Stany kurczowe z na­stępową anemizacją i stany atoniczne z następowym przekrwieniem opon móz­gowych są wprawdzie w tych przypadkach pochodzenia czynnościowego, jed­nakże ich istota powoduje miejscowe zaburzenia wewnątrz czaszki tak znacz­nego stopnia, że jest to równoważne ze schorzeniem somatycznym i z upływem czasu może też pozostawić trwałe następstwa w tkance mózgowej. Nawet w okresie angioneurotycznym sprawa ze względu na to, że rozgrywa się w za­mkniętej przestrzeni czaszki, musi mieć daleko poważniejsze bezpośrednie dzia­łanie na mózg, niż gdyby takie same zjawiska naczynioruchowe rozgrywały się poza czaszką. Nikt nie ma wątpliwości, że zarumienienie się twarzy pod wpły­wem bodźców psychicznych, np. gniewu, wstydu i innych wzruszeń, jest sprawą tylko czynnościową. Taki sam ?rumieniec” opon mózgowych ze względu na sąsiedztwo mózgu musi mieć następstwa poważniejsze. Mechanizm powstawa­nia bywa jednak analogiczny. Pod wpływem wzruszenia policzki się rumienią. Jeżeli ktoś boi się, aby w niewłaściwym momencie nie wystąpił rumieniec, to czasem właśnie na przekór rumieni się. Może w ten sposób dojść do ereutofobii, przy której zawsze ten sam zespół bodźców warunkowych wywoła taki sam odruch warunkowy. Bóle głowy nerwicowe powstają w taki sam sposób. Zja­wisko to wielu ludzi doświadcza na sobie: ciężkie zmartwienie prowadzi do bólu głowy, czasem o cechach migreny; człowiek mówi wówczas, że ?aż go głowa rozbolała”. Pod wpływem wzruszeń twarz może się zaczerwienić lub zblednąć; to samo dzieje się i w oponach mózgowych. Nagłe wzruszenie może prowadzić do anemizacji, wyrażającej się klinicznie omdleniem (syncope). Są ludzie o bardzo pobudliwym układzie naczynioruchowym, inni natomiast nie reagują tak gwałtownie. Nerwicowcy rekrutują się spośród typów psycholabilnych, o nadpobudliwym układzie naczynioruchowym. Kilkakrotnie w określo­nych warunkach powtarzane zespoły bodźców prowadzą bardzo łatwo do wy­tworzenia się odruchu warunkowego, czasem bardzo dziwnego, przynajmniej w oczach jatromechanistów, którzy nie potrafią uznać naczelnej roli czynników korowo-psychicznych. Tak np. ataki migreny mogą występować o określonej porze dnia, np. tylko po południu, kiedy mąż wraca do domu. Cóż dziwnego, że nasuwa się tutaj podejrzenie symulacji? A tymczasem dla znającego psychoge- nezę zjawisk nerwicowych i prawa odruchowości warunkowej nic w tym nie” ma ani dziwnego, ani udawanego. Trzeba tylko oderwać się od ciasnego lokalizacjonizmu i zrozumieć, że czynniki psychiczne i somatyczne są ze sobą nie­rozerwalnie sprzężone. Nie ma też nic dziwnego w tym, że reakcje typu nerwi­cowego mogą występować również i to nawet łatwiej przy obecności orga­nicznego podłoża w mózgu. Nie ma w tym wcale sprzeczności logicznej; jest natomiast postęp techniki diagnostycznej.

Zjawiska te są dla klinicystów źródłem nieustających pomyłek rozpoznaw­czych i terapeutycznych. Nigdy lekarz nie ma pewności, a przynajmniej nie po­winien mieć pewności, czy też pod najbardziej somatyczną symptomatologią nie kryje się niewidzialny czynnik psychiczny; to samo dotyczy lecznictwa. Lekarz wstrzykuje strofantynę jako ostatni ratunek w groźnym stanie i jest przekona­ny, że lek ten ma obiektywną moc farmakologiczną, której chory zawdzięcza ocalenie. Lekarz rozumuje słusznie, ale wiara jego jest uzasadniona tylko wów­czas, gdy ratuje człowieka nieprzytomnego lub chorego umysłowo. Przytomny, normalny człowiek, jeżeli nawet nie zdaje sohie sprawy z niebezpieczeństwa, to zdaje sobie sprawę z heroicznych działań lekarza i z niepokoju otoczenia. Dy- symulacja w takiej sytuacji bywa nad wyraz trudna. Lekarz podlega również stanom niepokoju. Tak jak niepokój udziela się choremu, tak samo i bezwzględ­ne zaufanie lekarza do zastosowanych środków. Bijąca od lekarza pewność sie­bie i spokój udzielają się choremu i stanowią potężne wzmocnienie sugestywne najcenniejszych leków, a także leków bezwartościowych. Najskuteczniejsze by­wa placebo, gdy lekarz daje się jemu nabrać. Kiedyś w czasie ciężkiej grypy znajomy kolega, bardzo miły i mnie życzliwy, wstrzyknął mi dożylnie calcium, po czym zasłabłem, ale nie straciłem przytomności. Zdenerwowany kolega szyb­ko sprawdził tętno i aby mnie psychoterapeutycznie wzmocnić powiedział: ?tęt­no doskonałe!”. Równocześnie jednak czynił gorączkowe przygotowania do za­strzyku nasercowego łypiąc od czasu do czasu w moją stronę niespokojnym okiem. Wstrzyknął środek nasercowy, ponownie zbadał tętno i z ulgą powie­dział: ?tętno już wraca…” Gdybyż to nasi chorzy zachowali w takich chwilach spostrzegawczość i poczucie humoru!