Psychoterapia laicka
Pomijając bezwiedną psychoterapię, która towarzyszy wszelkim zabiegom leczniczym, nawet najbardziej prostackim i oszukańczym, ale również i wysoce naukowym, podkreślić trzeba z naciskiem, że psychoterapia dopuszczalna jest tylko w przypadkach diagnostycznie jasnych. Dlatego należy się stanowczo wypowiedzieć przeciwko psychoterapii laickiej. W naszym kraju zjawisko to nie jest rozpowszechnione. W niektórych jednak krajach dopuszczeni są do praktyki na wielką skalę znachorzy i sekciarze, którzy oczywiście powodzenie swoje mogą opierać tylko i wyłącznie na psychoterapii, stosowanej z różnych motywów. Jedni wierzą mocno w swoje zdolności terapeutyczne i osiągają powodzenie w praktyce w przypadkach zaburzeń czynnościowych; osiągnięte efekty tłumaczą sobie i drugim jako potwierdzenie słuszności wyznawanej doktryny. Przemilczają rzecz jasna niepowodzenia wynikające z ich ignorancji.
Jest jednak i druga kategoria psychoterapeutów laickich; zdając sobie sprawę ze swej niewiedzy, praktycy ci z całym cynizmem wykorzystują ciemnotę i łatwowierność publiczności czerpiąc korzyści materialne. Zestawiając obok siebie te dwie kategorie’ laickich psychoterapeutów, krzywdzimy moralnie uczciwych doktrynerów, a podnosimy na wyższy poziom oszustów.
Ze stanowiska interesu chorych i służby zdrowia między dwiema tymi kategoriami praktyków nie ma istotnej różnicy. Jedni i drudzy są szkodnikami. Porywają się bowiem na tak wielką rzecz jak leczenie, nie znając medycyny, nie znając diagnostyki. Uczciwi doktrynerzy z pobudek szlachetnych, szarlatani zaś z pobudek nikczemnych ? jedni i drudzy mogą liczyć tylko na to, że oddający im się w opiekę chory nie ma choroby somatycznej, wymagającej fachowej opieki lekarskiej. Jeżeli zachodzi taki przypadek, to chory narażony jest na stratę czasu i niebezpieczeństwo rozwoju schorzenia, częstokroć śmiertelnego. Rozstrzygnąć trudności rozpoznawcze może tylko fachowiec.
Z kolei nasuwałoby się być może następujące rozwiązanie: prawdziwy lekarz stawiałby rozpoznanie, a laik psychoterapeuta leczyłby. Kodeksy deontologii lekarskiej całego świata niemal bez wyjątku uważają współpracę ze znachorami pod jakąkolwiek postacią za uwłaczającą godności lekarza.
Współpraca taka byłaby być może możliwa tylko pod warunkiem, że psychoterapeuta nie lekarz należałby do personelu pomocniczego, że byłby czymś w rodzaju asystenta technicznego, który pod kierunkiem lekarza wykonuje pewne zabiegi.
Psychoterapia zbliża chorego do osobowości leczącego, zacieśnia uczuciowo swoistą łączność obydwu. W tych warunkach lekarz ograniczający swoją rolę wyłącznie do strony diagnostycznej stawałby się z biegiem czasu niepotrzebny; tym samym spadałby do roli personelu pomocniczego. Trzeba zaś zważyć, że w leczeniu stanów nerwicowych i innych zaburzeń, w których czynnik psychogenny odgrywa rolę, nie da się nigdy wyłączyć czynnika rozpoznawczego i przeciągnąć ostrej granicy między pracą diagnostyczną i terapeutyczną. Psychoanaliza jest klasycznym przykładem tego sprzężenia precyzyjnej pracy rozpoznawczej z oddziaływaniem leczniczym. Ale i przy innych metodach psychoterapeutycznych lekarz nigdy, ani na chwilę, nie może przestać być bacznym obserwatorem i diagnostą. W toku leczenia mogą wyjść na jaw objawy, które zmuszą do skorygowania pierwotnego rozpoznania. Zdarza się to w przypadkach symptomatologii nerwicowej, pod którą jakże często kryje się depresja endogenna, proces schizofreniczny lub organiczne schorzenie mózgu. Psychoterapeuta laik nie będzie zdolny sprostować błędu diagnostycznego i będzie brnął w fałszywym kierunku.
Zdarzały się odosobnione głosy, domagające się oddania psychoterapii w ręce psychologów. Lekarze psychiatrzy mieliby być istotami zbyt gruboskórnymi, aby móc wniknąć w życie psychiczne chorych, nie wyrządzając swoją brutalnością szkód. Nie przecząc, że bywają lekarze psychiatrzy grubiańscy i psychologowie bardzo subtelni, stwierdzić trzeba, że zagadnienie ma przede wszystkim aspekt naukowo-lekarski. Sama subtelność nie wystarczy, a czasem nawet bywa szkodliwa. Psychoterapia jest działem lecznictwa, a lecznictwo jest działem medycyny. Nie da się oderwać psychoterapii od całokształtu zagadnień lekarskich, wśród których diagnostykę trzeba postawić na pierwszym miejscu. Diagnostyka psychiatryczna jest szczególnie trudna. Wymaga opanowania nie tylko psychopatologii, ale właśnie i wielu innych dziedzin medycyny. W nowoczesnej diagnostyce psychiatrycznej opieramy się na wynikach badań neurologicznych, endokrynologicznych, internistycznych, radiologicznych, elektroencefalograficznych itd. Ani na chwilę nie wolno nam być tylko psychoterapeutami.
W tych złożonych badaniach nad psychiką człowieka szczególną rolę spełnia psychologia ? nauka o prawidłowych czynnościach psychicznych. Nie można zgłębiać psychopatologii, nie znając psychologii, jak nie można być chirurgiem, nie znając anatomii i fizjologii. Jeżeli chodzi o to, kto ma uprawiać psychoterapię, to wszelkie spory o kompetencję są nieporozumieniem. Zarówno lekarzom, jak i psychologom przypada doniosła i niezastąpiona rola w zbiorowych, zespołowych wysiłkach nad ugruntowaniem psychoprofilaktyki i podstaw psychoterapii. Zresztą nie można sobie wyobrazić nowoczesnej diagnostyki psychiatrycznej bez pracowni psychologii klinicznej. Nie można sobie wyobrazić poradni zdrowia psychicznego bez aktywnej współpracy wyszkolonych w psychopatologii psychologów. Podobnie też psychoterapia grupowa nie może się obejść bez czynnej pomocy psychologów.
Domagamy się od lekarzy psychiatrów, aby przeszli jak najgruntowniejsze przeszkolenie w zakresie psychologii. Wszystkie podręczniki psychiatrii na całym świecie poprzedzają swój wykład psychopatologii obszerniejszym lub bardziej zwięzłym wstępem z zakresu prawidłowych czynności psychicznych. I nawzajem ? musimy się domagać, aby psycholog, zwłaszcza ten, który jest zatrudniony w służbie zdrowia i współpracuje jako psycholog kliniczny, znał dobrze psychopatologię i nowoczesną diagnostykę psychiatryczną. Sprzeciwiamy się stanowczo laickiej psychoterapii, którą przeszczepia się niebacznie z Ameryki do Europy. Jest ona rozpowszechniona w Stanach Zjednoczonych, gdzie praktyka prywatna lekarzy i laickich psychoterapeutów jest główną postacią poradnictwa i graniczy bardzo często z szarlatanerią i merkantylizmem. Do tego trzeba dodać, że mimo protestów poważniejszych klinicystów ogromny odłam psychiatrów amerykańskich wprost zwalcza diagnostykę psychiatryczną, przeciwstawiając jej psychodynamiczne rozważania. Czasopisma psychiatryczne amerykańskie bywają do tego stopnia przepojone rozważaniami psychodynamicznymi, że myśl diagnostyczno-kliniczna zatraca się czasem doszczętnie. Nie można się czasem dziwić, że bezkrytyczny import pojęć psychodynamicznych (rzekomo nowoczesnych) i metod psychoterapeutycznych nie opartych na diagnostyce szerzy zamęt wśród naszych psychiatrów i psychologów.
Tragikomicznie wygląda zjawisko polegające na tym, że niektórzy u nas uważają za nowoczesne to, co inni uznają za przeżytek. Tak np. Sargant (1965) zamieścił gwałtowny atak na psychoterapię amerykańską, której zarzuca wprost bezskuteczność w leczeniu zaburzeń psychicznych w porównaniu ze skutecznością psychofarmakologii i innych metod biologicznych.
Czy tak przygotowany psycholog kliniczny może się brać do psychoterapii? Czy niesłusznie się domagamy, aby psychologowie przeszli jak najgruntowniejsze przeszkolenie kliniczne? Przeszkolenie to nie może być tylko natury książkowej. Nauczyć się diagnostyki psychiatrycznej można tylko pracując w klinice lub w szpitalu, obserwując chorych w ciągu wielu lat.
Tylko psycholog wyszkolony w ten sposób może być współpracownikiem teamu, prowadzącego psychoterapię grupową. Natomiast psychoterapia laicka na wzór amerykańskiej praktyki prywatnej nie różni się niczym od znachorstwa i wyradza się łatwo w szarlatanerię.