Walka z dehumanizacją medycyny

Zawdzięczamy polskiemu ftyzjatrze prof. Kielanowskiemu, że zadał sobie trud przetłumaczenia na język polski książki przedstawiciela medycyny fenomeno­logicznej z RFN ? Engelhardta (1974) ? pod niezwykłym tytułem ?Pacjent w swojej chorobie”. Książka składa się z kilkudziesięciu jakby artykułów opartych na rozległym piśmiennictwie, w których autor omawia potrzebę re- humanizacji szpitala i służby zdrowia. Autor zarzuca współczesnej medycynie, że jej zainteresowania ześrodkowują się na przedmiotach dających się zana­lizować, jak anatomia patologiczna, fizjopatologia, biochemia, fizykochemiczna etiologia i patogeneza. Natomiast sam chory, jako podmiot klinicznych zjawisk, wypierany jest ze świadomości lekarza. Tak samo nie interesuje lekarza spo­łeczna rzeczywistość chorego. Słusznie podnosi Kielanowski, że mimo różnic ustrojowych i różnic w organizacji służby zdrowia zarówno w RFN, jak i w Pol­sce Ludowej chorzy często bywają w podobnej sytuacji. Zresztą polska psycho­terapia w praktyce ogólnolekarskiej od dawna już poświęca dużo uwagi proble­mowi ześrodkowania wysiłków lekarza na podmiotowych przeżyciach chorego, które bardzo często się pomija. Tak np. Engelhardt, nawiązując do pracy Parsonsa i Foxa (1958), pisze: ?Istnieją lekarze, sami z natury trwożliwi i pesymi­styczni, którzy rzutują czasem swoje własne problemy na chorego. Następstwem tego może być wzmożona regresja i przedłużona rekonwalescencja. Inny typ lekarza skłania się bardziej do niezależności, widzi mniej problemów i charak­teryzuje się postępowaniem energicznym i niecierpliwym. Może to powodować nadmierne obciążenie chorego i nadmiernie przyspieszoną rehabilitację”. Wspomniane powyżej pojęcie regresji polega na podobieństwie ciężko chorego do dziecka, które jest zależne od otoczenia i zdane na jego łaskę i niełaskę. Na tę sytuację chory reaguje w rozmaity sposób, zależnie od cech swojej osobo­wości. To z kolei wywołuje reperkusję emocjonalną lekarza ? znowu zależnie od afektywnej reaktywności tego ostatniego. Zarówno w cierpieniach czyn­nościowych, jak i organicznych od tej współgry światów uczuciowych lekarza i pacjenta zależy dobre albo złe samopoczucie chorego, a tym samym i osta­teczny wynik leczenia.

Oczywiście zagadnienia tego rodzaju wydają się zazwyczaj laikom, a nawet lekarzom, hołdującym bezwiednie ideałom komputeryzacji wiedzy lekarskiej, sentymentalizmem. Niebywałe osiągnięcia techniki, która służy ratowaniu życia ludzkiego, zaślepia tych, którzy w stosunku lekarza do pacjenta nie widzą nic swoiście uczuciowego. Są rzeczywiście choroby, które można wyleczyć stosu­jąc tylko i wyłącznie technikę, ale jest też i mnóstwo takich schorzeń, w któ­rych czynnik psychiczny góruje i rozstrzyga o powodzeniu leczenia. Nie do­tyczy to specjalności psychiatrycznej i cierpień czynnościowych, podlegają­cych kompetencji psychiatry, lecz całej medycyny. Świetnie wykonana opera­cja może dać wynik niekorzystny, jeżeli nie zwrócono uwagi na środowisko, społeczne i osobiste, do którego chory ma powrócić. Zagadnieniami takimi zaj­muje się psychiatria społeczna.