Wpływ magiczny

Niejednokrotnie zwracano uwagę na wpływ magiczny, wywierany bezwiednie na chorych przez lekarzy przekonanych o swojej wyłącznej naukowości. Róż­nica między magią stosowaną przez czarownika leczącego swoich współbraci w warunkach ludów żyjących na łonie natury a naukową metodyką nowo­czesnej kliniki zdaje się być tylko natury ilościowej. Nawet stopień uświado­mienia sobie, że czynnikiem, który leczy, jest magia, nie stanowi istotnej różnicy. Pierwotny lekarz-czarownik pokazuje swym ciemnym pacjentom prze­rażającą maskę demona choroby, wstrząsa w ten sposób ich wyobraźnią i bez­wiednie osiąga psychoterapeutyczny efekt leczniczy na drodze korowo-trzewnej. Uczony klinicysta dokonuje tego samego, chociaż rolę budzącej grozę maski demona choroby odgrywa co innego: poważna twarz uczonego klini­cysty, promieniująca z jego osobowości potęga wiedzy i doświadczenia zdolna ujarzmić chorobę, atmosfera kliniki chirurgicznej czy internistycznej, tajemni­cze stroje lekarzy i pielęgniarek, swoisty zapach eteru i leków, wstrząsający widok narzędzi i aparatów ? wszystko to pobudza wyobraźnię chorego, który czuje się wobec tych potęg technicznych i naukowych słabym, bezsilnym, bez­bronnym. Prymitywny pacjent czarownika-lekarza drży przed nadprzyrodzoną mocą zaklinacza demonów, nowoczesny pacjent drży przed potęgą techniki i mądrości nauki, których demonicznym uosobieniem jest w jego oczach nauko­wy potentat, ujarzmiacz choroby, pan życia i śmierci, dyktator kosmicznych energii. Pierwotny lekarz-czarownik wierzy w swoje własne ubóstwienie, a jeśli nawet nie wierzy w łaskę bóstwa, to potrafi wspaniałością obrzędów stworzyć teatralne pozory protekcji ponadludzkich sił. Uczony profesor nie wierzy w magię i w demony, lecz wierzy w siebie, w swoją uczoność i biegłość.

Nawet jeżeli w głębi duszy wątpi w swój geniusz, to wobec chorego musi arka­nami wyniosłej pychy stwarzać teatralne pozory swojej nieomylności. Lud pacjentów, czy ciemny, czy cywilizowany, dąży bezwiednie do uwielbienia le­karskich wielkości.